Odkąd jedna z firm pokazała skokiem Felixa Baumgartnera, że jej dział marketingu ma bardziej zaawansowany program kosmiczny niż państwo polskie, a team tegoż samego producenta napojów „dodających skrzydeł” zjechał ponoć z góry św. Eliasza (pięciotysięcznik wyłaniający się praktycznie z oceanu…) to nie powinny nas dziwić coraz bardziej wysublimowane sposoby zachęcenia nas do zakupów.
Ciekawie w tym świetle przedstawia się ostatnia produkcja ” Sherpas Cinema” – film o którym ostatnio było głośno – „Into the Mind”. O ile poprzedni ich film „All.I.Can” posiadał coś takiego jak fabuła, tym razem reżyserzy nowej produkcji zrezygnowali z takich luksusów. Poświęcili nieco ponad godzinę i dwadzieścia minut na niesamowicie nakręcone pokazy sprawności fizycznej swoich aktorów, przerywane krótkimi „wow” i innymi onomatopejami oraz urywkami dialogów. Doskonałość formy niestety zaćmiła jakikolwiek przekaz. W sumie tak w całości można by podsumować pomysł na ten film.
Jednak jest coś jeszcze – po co bowiem angażować spore siły, żeby nakręcić parę szalonych zjazdów narciarskich czy snowboardowych i jeszcze bardziej spektakularne upadki? Jeśliby tylko patrzeć przez pryzmat świetnej muzyki – moglibyśmy powiedzieć, że to teledysk… Jednak to pompowanie napięcia w mediach społecznościowych, świetny trailer (nawiasem mówiąc chyba lepszy od całego filmu), tworzenie aury niezwykłości jednorazowymi pokazami premierowymi miało coś innego na celu. Popatrzmy na wstęp i stronę internetową – i bingo! – wiemy czym jest ten film! Tak naprawdę to olbrzymia reklama. Nie oburzajmy się jednak na to, bowiem tym razem geniusz jego twórców okazał się w tym, że stworzyli reklamę, za której sam fakt obejrzenia ludzie chcieli zapłacić. Za to też powinni trafić do annałów marketingu, dyskutować tylko można czy jest to prawdziwy film górski…
PS. Pamiętacie ten rysunek Andrzeja Mleczki sprzed kilku lat? Był chyba proroczy!